czwartek, 28 lutego 2013

Dziś szokuję... z Avonem superSHOCK!

To mój pierwszy wpis dotyczący rzęs na blogu, ale zdecydowanie nie ostatni.
Dziś opowiem Wam troszkę o maskarze z Avonu. Ale zanim pokażę zdjęcia wspomnę troszkę o moich odczuciach względem sprzedaży katologowej. Jako bardzo młoda dziewczyna obserwowałam makijaże mojej mamy, cioć, koleżanek wiele produktów zachwalały, jednak jeśli chodziło o maskary, to zawsze było negatywnie... A to się osypywały, robiły smugi, wysychały, kolor nie taki itd... Stąd moje uprzedzenie na lata.Wokół zawsze znajdzie się ktoś kto pracuje dla Oriflame, ktoś dla Avonu... Ale ja twardo stałam przy swoim i żadnej z ich maskar, nigdy nie kupiłam. Owszem jest kilka produktów które skradły moje serce, ale jeśli o rzęsy to byłam zawsze na nie. Do momentu aż w jednej z brytyjskich gazet maskara avonowska była gratisem. Czyli zamiast 10 funtów, kupowało się gazetkę za 3 funty razem z tuszem do rzęs. Po zastanowieniu stwierdziłam, że dam temu szansę. Wybrałam SuperSHOCK MAX, czyli wersję pogrubiającą, dodającą rzęsom objętości. Nie spodziewałam się wiele. Po otwarciu produktu, przeraziłam się-szczotka jest ogrooooomna! Moje rzęsy, krótke, jasne i proste w życiu z czymś tak wielkim nie współpracowały. No ale postanowiłam dać mu szansę! Pierwsze podejście było tragiczne, wielkość szczoteczki zwyczajnie nie pozwalała mi na rzadną aplikację tuszu. Oczy łzawiły, pod oczami były mazaje.. Ale ja uparta dziołcha jestem, więc to mnie nie zniechęciło! :)

Po pewnym czasie tusz zaczął mi się podobać :) I chyba tak to już jest, że zazwyczaj na początku tusz nie zachwyca a potem nagle jest wielkie WOW!
SuperSHOCK MAX ma ładny głęboki czarny kolor, wydłuża moje rzęsy i sprawia że są lepiej widoczne. Nie zawsze przynosi ten sam efekt, bo zwyczajnie rzęsy mają swoje lepsze i gorsze dni.

Zapomniałam wspomnieć Wam, jakie są moje rzęsiska!
*krótkie
*proste
*cienkie
*jasne
Czyli generalnie bardzo trudne do malowania, zwykle niewidoczne, bez szału :(

Ten tusz nadaje im więcej wyrazu, charakteru i koloru. Bardzo go lubię i mimo, że mam obecnie ok 6 różnych otwartych maskar, często wracam właśnie do tej.

No dobrze, ja tu gadu gadu, a Wy pewnie chcecie zobaczyć efekt na rzęsach!
Najpierw foto rzęs nieumalowanych:

Tak jak mówiłam, moje rzęsy są bardzo nijakie i bez wyrazu..

A tu rzęsy pomalowane 1 warstwą SuperSHOCK:

I 2 warstwami:
Między samymi warstawmi różnicy wielkiej nie widać, ale między pomalowanymi a nie-różnica jest znacząca!

Zdaję sobie sprawę, że tusz troszkę skleił moje rzęsy, ale mnie mimo wszystko efekt się bardzo podoba. W połączeniu z kredką i cieniami na codzień oko wygląda naprawdę ładnie! :)

Jeśli chodzi o trwałość, to jest naprawdę dobra-cały dzień bez osypywania i rozmazywania! Czyli efekt na plus :)
Co do ceny to słyszałam, że kosztuje ok 40zł w Polsce, myślę, że to dość sporo za tusz, ale warto pamiętać że Avon ma częste promocje i oferty, więc na pewno można dostać go taniej! To także pomysł dla tych z Was, które nie są pewne czy produkt przypadnie im do gustu. Promocja=dobra opcja!

Podsumowanie i opinia na temat tuszu.

Plusy:
-wydłuża i pogrubia rzęsy
-ma piękny czarny kolor
-jest trwały i nie osypuje się
-jest zawsze dostępny w katalogach Avonu
-często na promocjach
-łatwo zmywa się przy demakijażu oka
-nie podrażnia

Minusy:
-wielkość szczotki (która może sprawiać problemy i na początku trudności z aplikacją produktu)
-cena ok. 40zł
-produkt katalogowy, nie dostępny w drogeriach

Moja ocena jest jak nabardziej na TAK! Zdecydowanie polecam wypróbowanie tego produktu. Uważam, że daje ładny efekt i pięknie otwiera oko!

A Wy macie, próbowałyście?Chętnie usłyszałabym Wasze opinie!

Fumiko

P.s Wczoraj i dziś zrobiłam mnóstwo zdjęć, także szykuje się mnóstwo recenzji ;-) Zapraszam!

wtorek, 26 lutego 2013

Brzoskiwiniowy czar, czyli manicure w stylu Barry M

Dobry wieczór, dziś melduję się z moją kolejną propozycją paznokciową. Jak zwykle wybór koloru był trudny, bo posiadam sporo różnych kolorów, no ale padło na brzoskwinkę. Co dziwne, nie przypominam sobie bym kiedykolwiek miała ten lakier na paznokciach, także to jego wielki debiut! :)

Do dzisiejszego manicure wykorzystałam:
*Essence Fast Cuticle Remover
*Eveline Skoncentrowana odżywka 8 w 1
*Barry M 318 Peach Melba
*Golden Rose Jolly Jewels 103
*Revlon 261 Sparkling 
*Marion Eliksir do pielęgnacji skórek i paznokci


O Essence nie mam jakiejś specjalnej opinii, ułatwia usuwanie skórek, ma fajny aplikator, jest bezzapachowy, tani. Ale szału nie robi. Na pewno drugi raz go nie kupię. Nie rozczarowuje kompletnie ale kosmetykiem wszechczasów nie jest. Zużyję do końca i na pewno zostawię sobie aplikator, bo ten jest naprawdę poręczny i udany!

Jeśli chodzi o Eveline to jest niezastąpiona jako baza pod lakiery kolorowe. Nie stosuję jej zgodnie z zaleceniem z opakowania (codziennie nakładanie 1 warstwy przed 4 dni) i zwyczajnie nie widzę jakiejś wielkiej różnicy jeśli chodzi o wzmocnienie paznokcia. Paznokcie jak się rozdwajały, robią to nadal. Aczkolwiek lubię ten produkt za cenę, wydajność i kolor. Ochrania płytkę paznokcia przed farbowaniem np lakieru czerwonego. Niestety ale ostatnio wiele słyszałam na temat stopniowego rujnowania paznokci przez ten produkt. Więc oczy mam szeroko otwarte! Jeśli zobaczę jakieś efekty uboczne (odchodzenie płytki paznokcia, bruzdy, pojawienie się czarnych kropek odgrzybicznych) to natychmiast go odstawię. Na tę chwilę jestem zadowolona i kosmetyk nadal jest na mojej Top liście ;-)


Pięęęękny brzoskwiniowy kolor-niestety ale światło nie do końca to odzwierciedla! Na paznokciach kolor troszeczkę ciemnieje. Ale nadal jest uroczy, dziewczęcy i idealny na lato! Ja czuję wiosnę w powietrzu więc staram się do niej szykować ;-) Należy nakładać co najmniej dwie warstwy produktu i dobrze wsztrząsnąć buteleczką przed nakładaniem go. Jedna warstwa nie kryje dokładnie, ale dwie całkowicie pokrywają płytkę paznokcia!

Golden Rose Jolly Jewels 103-ostatnimi czasy mój ulubieniec ;-) Nie mogę się nim nacieszyć ;-) Świetny, rewelacyjny zakup! Kosztował mnie ok 15zł ale warto było ;-) Piękne złoto różowe drobinki. Wspaniale się mieni w słońcu i pod światło. Dobrze się rozprowadza, jest trwały, nie rozwarstwia się, szybko wysycha (co nie zdarza się często jeśli chodzi o lakiery brokatowe). Pasuje do wielu innych kolorów. Ja używam go do zdobienia paznokci serdecznych. Zdecydowanie POLECAM!


Moja kolejna Miłość :) Revlon 261 Sparkling-cudowny różowy brokatowy lakier! Ma bardzo rzadką konsystencję, więc trzeba go delikatnie nabierać. Szybko wysycha, pięknie się mieni, długotrwały. Uwielbiam uwielbiam uwielbiam! Wygrywa z wszystkimi innymi brokatami jakie posiadam w swojej mini kolekcji! Must Have!
O tym kosmetyku na razie nie mogę powiedzieć zbyt wiele, gdyż używam go od niedawna. Ale co już wiem teraz to, to że ma przyjemny zapach! Z negatywów już zauważonych to ilość produktu która wylewa się przy pompowaniu produktu z opakowania. Zdecydowanie za dużo produktu marnuje się... To tyle na tę chwilę. Obiecuję recenzję po dłuższym stosowaniu!


A to "sprawcy" tej notki :) Moje dzisiejsze pazurki. Jak się Wam podobają? Mnie bardzo!

Ściskam,
Fumiko

piątek, 22 lutego 2013

Bubel! Czyli o przygodzie z OPI An Affair in Red Square i wizycie w salonie MINT

Witajcie :)

W środę świętowaliśmy urodziny mojej teściowej, w związku z tym mój TŻ zafundował nam obu wizytę w salonie kosmetycznym MINT Nail and Beauty. Znajdziecie je na stronie http://www.mintsalons.co.uk/ Miałyśmy zostać uraczone czymś co nazywa się Deluxe Manicure, czyli doprowadzenie paznokci do ładu, plus masaż dłoni i przedramienia, a także intensywne nawilżanie z użyciem ciepła. Koszt takiego zabiegu to 25 funtów, czas trwania to około 1 godziny. W cenę wliczona jest także aplikacja wybranego lakieru OPI. Brzmi kusząco prawda? Ja nie posiadam żadnego OPI w mojej kolekcji, więc byłam bardzo podekscytowana. Niestety okazał się przeogromnym bublem! Wybrałam sobie kolor An Affair in Red Square-piękny czerwony, metaliczny kolor. Byłam zachwycona kryciem i odcieniem-wydawało mi się, że mam na paznokciach czerwoną folię-super!! Niestety, tak samo szybko pojawił się na moich paznokciach, tak szybko zaczął znikać... Tego samego wieczoru, zaczął ścierać się z końcówek paznokci.. Dodam, że przed wyjściem z salonu lakier był zupełnie suchy i nie było możliwości go zniszczyć.


Zdjęcia robione w czwartek. Światło naturalne. Na paznokciach OPI An Affair in Red Square



Czyli tak, środa wieczór-lakier jest na miejscu, pięknie się błyszczy, ale końcówki są starte...
Przychodzi czwartek, większość pazurków ma starte końcówki, ale lakier nadal się błyszczy.
Dziś mamy piątek, z samego rana idę do sklepu, patrzę na lewą dłoń, a na palcu wskazującym brakuje połowy lakieru... Paznokcie nadal się błyszczą, ale co mi po tym skoro jeden z nich wygląda tragicznie a reszta powoli znika?

Niestety ale nie tego oczekiwałam od tego lakieru i samego zabiegu. Miałam nadzieję, że jako manicure wykonany w salonie, lakier przetrwa dłużej. Och ja naiwna...

Co do samego zabiegu to było okay, choć jak widać na zdjęciu skórki nadal wymagają pracy nad nimi. Nie podoba mi się zbytnio salon sam w sobie, obsługa poza jedną z dziewczyn była kiepska i zwyczajnie wydawało mi się, że nie do końca wiedzą co mają robić, albo jak... Z higieną są też trochę na bakier, bo zauważyłam, że używają tych samych gąbek do buffowania na wielu klientkach.. A to już przegięcie niestety.

OPI An Affair in Red Square



Plusy:
-piękny metaliczny kolor
-świetne krycie

Minusy:
-trwałość
-cena (sprawdzałam na ebay i ceny wahają się między 5 a 10 funtów)

A jeśli chodzi o salon Mint, to jestem pewna, że się tam nie wybiorę więcej...  Czy skuszę się jeszcze na jakiś lakier OPI? Być może, zależy od koloru i ceny. Na pewno zaaplikuję go sama!

A Wy jakie macie doświadczenia z lakierami OPI?

Fumiko

czwartek, 21 lutego 2013

Jumbo Pencils NYX

Dziś przychodzę na bloga z recenzją słynnych Jumbo Pencils z firmy NYX. Jest już ekscytacja, a może rozczarowanie, co? :)

Na początek powiem, że mnie już od dawna interesowały te kredeczki. Miały być tanie, podbijać kolor cieni, działać jako baza pod nie... W końcu zdecydowałam się! Już jakiś dłuższy czas temu zakupiłam te kredki, 3 kolory.

*621 A Pure Gold
*611 Yogurt
*604 Milk

Kredki kupiłam za jakieś 5 funtów, czyli po niecałe 2 funty za sztukę. Niestety ale nie pamiętam dokładnej ceny ani nazwy sprzedawcy. Na e-bay znajdziecie jednak wiele fajnych ofert, a generalnie jest tak, że im więcej kupujecie tym taniej Was to kosztuje. Także polecałabym zakup większej ilości np. na spółkę z mamą, przyjaciółką czy siostrą.


No dobrze, ale teraz o samych kredkach...

Milk 604 była moim punktem obowiązkowym. Tyle samo zachwytów co rozczarowań, więc musiałam sprawdzić na sobie! Jest to chyba najpopularniejszy kolor w tej randze NYX. Kredka okazała się baaardzo miękka... Czy to wada? Nie, gdy używamy jej jako bazy-bardzo łatwo się wtedy rozciera. Ale z drugiej strony, nie ma opcji używania jej na linii wodnej, bo zwyczajnie się rozpływa! Topi się niemiłosiernie, ciężko się temperuje...Tak, wiem. Mogłabym potraktować ją chłodem zamrażarki, ale czy aż takich metod trzeba, żeby być w pełni zadowolonym z produktu? Jeśli chodzi o jej jakość, trwałość to jest świetna. Za tą cenę jest naprawdę dobra. Ładnie wyrównuje kolor powieki, i ułatwia nakładanie i rozcieranie cieni. Nie powiedziałabym że podbija kolor, ale na pewno wygląda lepiej niż gdybyśmy nałożyły cień na gołą powiekę. Cienie utrzymują się dłużej, jednak trzeba pamiętać, o tym żeby nałożyć małą ilość kredki i dobrze ją rozetrzeć (najlepiej palcem, bo pod wpływem ciepła ładniej stopi się ze skórą). Jeśli nałożycie za dużą warstwę to osiągniecie efekt przeciwny do pożądanego a cienie zaczną się rolować...

Yogurt 611 to kredka w kolorze brudnego różu. Nie wiem czemu ją zakupiłam, z racji tego, że cieni w tym kolorze raczej nie posiadam! Używam jej najrzadziej z całej trójki.. Dobrze sprawdza się z cieniami szarymi i brązowymi.. Ale szczerze mówiąc to nic specjalnego. Drugi raz na pewno bym jej nie kupiła..

Pure Gold 621 A to piękne żółte złoto! Pamiętam nawet skąd wzięłam inispirację na ten kolor. Byłam kiedyś w centrum i przechodziłam obok Primarka.. Jedna z plastikowych modelek, miała namalowany makijaż oka właśnie takim kolorem! Wyglądało to pięknie! Wtedy powiedziałam sobie, że znajdę produkty, którymi osiągnę taki makijażowy efekt ;-) Pure Gold jest kolorem intensywnym, mieni się, wspaniale rozciera. Kredka jest idealną bazą pod cień Inglota 405 Pearl, który pokazałam w moim poście o cieniach inglota, który znajdziecie tu: KLIK.

Kredki nie są naturalne, mają w sobie parabeny. Każda z kredek ma po 5g. Starczą na bardzo długo, nie psują się.

Według mnie zdecydowanie są warte polecenia! Oczywiście, z miłą chęcią dowiem się jakie są Wasze opinie na ich temat i które kredki polecacie!

Fumiko

niedziela, 17 lutego 2013

Nails inc. Basil Street& Golden Rose Jolly Jewels 103

Minęło już kilka dni od mojego ostatniego posta, ale to nie dlatego, że zapomniałam o blogu. Wręcz przeciwnie ;-) ciągle pamiętam ;-) Tylko wiecie, były Walentynki, urodziny mojego Ukochanego i jeszcze pojawiły się jakieś objawy grypy, które na razie ustały. Także czasu było mało. Mam nadzieję, że wszystkim ten czas minął kolorowo i że serca napełnione są nowymi dawkami miłości :)

No dobrze, ale teraz wróćmy do recenzji... Miałam w planie opisać coś innego, ale ostatnio Kasia, z bloga Wcinaj To! pytała o moją opinię na temat lakierów Nails inc, dostępnych w polskiej Sephorze. Ja w swojej kolekcji lakierowej mam 3 kolory tej marki-nudziak, malina i bordowy. Obecnie na paznokciach znajduje się ten ostatni, ale bateria w aparacie wymaga naładowania, więc dziś pokażę Wam wspomnianego na początku nudziaka (malina wciąż czeka na swoją kolej, gdyż używałam do tej pory innych lakierów).

Moje Nails inc. są dodatkami do Glamour dostępnego w UK. Bardzo często pojawiają się ciekawe oferty i można zakupić świetne kosmetyki za grosze. Tak też było z Nails inc. Każdy kosztował mnie 2 funty (za sztukę), gdzie normalnie kosztują 11 funtów. Robi różnicę prawda? Co więcej, nie jest to próbka, ale produkt pełnowymiarowy! Ma fajne opakowanie, które wydaje się bardzo duże ;-) Więc lakier na pewno wystarczy na długo.

Basil Street, bo o nim dziś mowa, to elegancki beż. Nie ma w nim drobinek, perły. Nie, nie-nic z tych rzeczy :) Nakłada się go dobrze-polecam jednak wstrząśnięcie buteleczką lakieru przed jego aplikacją. Bo może się brzydko rozwasrtwiać, a tego nie chcemy! Ja zawsze nakładam dwie warstwy, nie zależnie od tego jakim lakierem maluję paznokcie. Czas wysychania paznokci pomalowanych Basilem jest standardowy-po ok 15 minutach możemy dotkąć paznokcia, a po około godzinie lakier jest nie do zdarcia. Żeby nie wiało nudą na palcach serdecznych dodałam lakier Golden Rose-złote drobinki brokatu w delikatnej różowej poświacie-piękny lakier wykańczający! Idealny dla tych z Was, które cenią prostotę i neutralne kolory.

Paznokcie, które widzicie poniżej to efekt użycia 4 produktów:
- Eveline 8 w 1 Total Action skoncentrowana odżywka do paznokci (ja używam jej jako lakier bazowy-base coat)
- Nails inc. Basil Street (2 warstwy na każdym paznokciu)
- Golden Rose Jolly Jewels 103 (1 warstwa na paznokciu palca serdecznego)
- Marion, oliwka do skórek i paznokci (której recenzja pojawi się wkrótce na blogu)



Mnie się takie paznokcie ogromnie podobają :) Są delikatne, eleganckie i pasują do wszystkego. Moje pazurki są obecnie bardzo krótkie, skórki wzywają o pomoc, ale pracuję nad nimi. Wydaje mi się, że na chwilę obecną nie wyglądają aż tak strasznie! :)

Nie używam żadnego Top Coatu na wierzch. Nie lubię tego robić, bo zwyczajnie nie spotkałam się z lakierem, który wydłużałby trwałość lakieru i podbijał kolor. Niestety ale do tej pory wszystkie top coaty powodowały odrywanie się lakieru od płytki paznokcia zaraz po malowaniu. A jak zauważyłam ostatnio odkąd stosuję odżywkę 8 w 1 lakiery o wiele dłużej utrzymują się na paznokciach, więc w przypadku Basil Street który błyszczy się sam w sobie, nie widzę potrzeby katowania paznokci kolejną warstwą chemii.

Wracając do Basil Street. Ten lakier błyszczy się jak szalony, a posmarowany oliwką podwaja nam ten efekt. Nails inc. polożony na odżywkę Eveline utrzymał się na paznokciach 3 dni, a potem zaczął ścierać się na końcówkach. Generalnie jestem całkiem zadowolona z efektu, bo nie spodziewałam się, że tak długo (tak, na moich mizernych paznokciach 3 dni to max) utrzyma się i nie zacznie odpryskiwać.Nic nie odpryskiwało, nie odgniatało. Paznokietki wyglądały 3 dnia, jak zaraz po pomalowaniu.

Plusy:
  • piękny beżowy kolor
  • świetne krycie (na dobrą sprawę 1 warstwa wystarczy)
  • wygodne, ładne opakowanie
  • dość trwały-na moich paznokciach ok 3 dni
Minusy:
  • cena! w UK to 11 funtów (ja dorwałam swoje jako dodatki do Glamour za 2 funty)

A teraz najważniejsze!

Czy go polecam? Tak, ale przyznam, że 11 funtów bym za niego nie zapłaciła. Za 2 owszem, to świetna cena. Jednak 11 to przesada... Jeśli chodzi o lakiery do paznokci, to zadowolę się zwyklaczkami drogeryjnymi i tu do szczęścia mi wiele nie trzeba, zwłaszcza, że co 2-3 dni maluję paznokcie na nowo. Jeśli kogoś jednak stać na taki wydatek to zachęcam do wypróbowania, a ja tymczasem będę wypatrywać kolejnych promocji ;-)

O Eveline 8 w 1 i Golden Rose Jelly Jewels nie piszę wiele, bo planuję w bliskiej przyszłości osobne posty dla obu. Poniżej zdjęcia.



Pozdrawiam
Fumiko


poniedziałek, 11 lutego 2013

Oh So Special, czyli recenzja paletki Sleek

Dziś będzie o kolejnym bardzo popularnym produkcie. O firmie Sleek usłyszałam dopiero po przyjeździe do UK w 2009 roku. Były to same pozytywne opinie, więc mieszkając na Wyspach grzechem byłoby nie wypróbować czegokolwiek z ich oferty!

Jakieś 2 lata temu kupiłam dla siebie paletkę Storm. Pigmentacja była super, kolory-ekstra, cena-kilka funtów, więc co było nie tak? Storm KOMPLETNIE nie nadawał się do nakładania na moje powieki! Każdy jeden z cieni był zbyt kremowy, zbytnio się osypywał.. Na moich dość niewielkich powiekach cienie "zbierały się" niemiłosiernie, osypywały się przy nakładaniu, w ogóle nie umiałam z nimi pracować! Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło-Storm znalazł nową właścicielkę-moją Mamę :) Jej bardzo spodobały się te cienie, chyba są nadal jej ulubionymi :) A co ze mną? Rozczarowana, odłożyłam marzenia o Sleeku na półkę.. Spodziewałam się przecież efektu WOW! a przyszło mi powiedzieć "ouch..!":/. Minęło kilka dobrych miesięcy, Sleek wypuszczał na rynek kolejne paletki, mnie gorycz minęła. Postanowiłam pogodzić się z paletkami Sleek i dać im jeszcze jedną szansę :) Tym razem zakupiłam Oh So Special, która w przeciwieństwie do paletki Storm składa się w większości z cieni matowych! To była miłość od pierwszego wejrzenia! Pięęękne ciepłe kolory, wspaniała pigmentacja-to był strzał w 10-kę! Według mnie Oh So Special podpasuje kobietom o różnym typie urody, i różnych kolorach źrenic. Także miła wiadomość dla wszystkich :)




Ja mojej paletki używam do dziś, przede wszystkim matowego brązu w załamaniu powieki, czarnego koloru na linii rzęs i koralu ponad załamaniem, tak by brąz nie był zbyt ostry i przerysowany. Koral go troszkę ociepla i pięknie z nim współgra! Miałam jeszcze jednego ulubieńca-jasny matowy cień, idealny do rozświetlania wewnętrznych kącików, jednak paletka upadła mi na podłogę i ten cień jako jedyny całkowicie się połamał i rozsypał po podłodze... :(

Plusy:
*pigmentacja
*różnorodność kolorów, a co za tym idzie wiele możliwych kombinacji na powiekach
*zawiera cienie matowe i perłowe
*posiada lusterko (bardzo przydatne i wygodne)
*cena (ok 8 funtów w Superdrug, UK i ok 35zł na polskim allegro)
*12 cieni

Minusy:
-niedostępna w drogeriach w Polsce (jedynie online)
-niektóre cienie strasznie się osypują (polecam nakładanie podkładu po aplikacji cieni)
-opakowanie łatwo się brudzi
-cienie perłowe, są bardzo kremowe i mogą brzydko układać się na powiece (tworzyć zmarszczki)

Moja opinia:
Na ten moment jest to moja jedyna paletka Sleek. Kuszą mnie inne ale póki co jestem szczęśliwa z Oh So Special. Tym z Was, które jeszcze nie próbowały tych cieni, serdecznie polecam. Świetna jakoś za śmiesznie niską cenę! Kombinacji kolorystycznych przybywa, więc jest naprawdę w czym wybierać. Paletki są małe, poręczne, idealne na wyjazdy.

Fumiko

niedziela, 10 lutego 2013

Powitanie + gadanina o cieniach Inglot

No więc stało się, postanowiłam założyć bloga! Myśl chodziła za mną już długo, ale jakoś ciągle brakowało motywacji, zaparcia.. Zawsze zastanawiałam się czy w ogóle warto się "bawić" w blogowanie... Ale coś mnie tknęło ostatnio i zaczęłam tworzenie mego miejsca w sieci. Miało być przytulnie, dziewczęco i prosto. Wydaje mi się, że tak właśnie to wygląda na chwilę obecną (choć pewnie zmienię to i owo z czasem) więc póki co jestem zadowolona! :) Ten blog będzie moim miejscem, dodatkiem do tego co robię na forum Netkobiet, a przy okacji moją ostoją i kątem do którego mogę uciec gdy potrzebuję chwili tylko dla siebie! Mam spore zamiary w związku z secondhandface.blogspot.co.uk ale czas pokaże co się uda, co zaskoczy a co rozczaruje. Mam jednak nadzieję, że znajdziecie tu coś dla siebie, służę pomocą i radą :)

To tyle tytułem wstępu. Pora na konkrety. Zastanawiałam się czym przywitać Was na blogu, jak produkt pokazać, czym Was zachęcić... Chciałam by było to coś czemu ufam, co lubię i mogę Wam z czystym sumieniem polecić. Więc o to jest-recenzja moich ukochanych cieni do powiek INGLOT!

Absolutnie idealne, niezbędne przy wykonywaniu makijażu! Ja posiadam 15 kolorów (plus jeden cień mam już w zapasie) w mojej skromnej kolekcji. W tym maty, cienie satynowe, perłowe i z drobinkami brokatu.
Poniżej zdjęcia i swatche wraz z opisami kolorów i wykończeń.




Cienie wspaniale się nakłada i rozciera (zarówno pędzlem jak i palcem!). Są idealne do wykonywania makijażu dziennego, jak i wieczorowego, ślubnego itd. Dość fajnie trzymają się bez bazy( zwłaszcza maty), ale dla pewności i komfortu noszenia polecałabym jakąś bazę jednak zastosować.
Moje cienie to wkłady, idealne do palet magnetycznych (na zdjęciu widać Z Palette), ale jak widzicie posiadam też jeden cień zapakowany luzem. Także znajdziecie opcję wygodniejszą dla Was. Wkłady do palet czy pojedyńcze cienie idealne w podróży czy na codzień do noszenia w torebce. Inglot ma swojej ofercie też cienie potrójne, jednak ja wolę mieć wszystkie kolory osobno, ze względu na praktyczną tego stronę.

Moje ulubione cienie:
*353 Matte (właśnie ten kolor mam już w zapasie) to cień w kolorze skóry, świetna baza pod cienie, idealnie rozciera i łączy kolory, niezbędny do codziennego dziennego makijażu!
*AMC 63 to czarny cień o satynowym wykończeniu, jest moim ulubionym do malowania kresek przy górnej linii rzęs, nie rozmazuje się; jest to głęboka czerń, która idealnie łączy się z czarną maskarą, powiększając oczy i pogrubiając rzęsy
*357 Matte to kolor, którego używam w załamaniu powieki-wspaniale podnosi górną, w moim przypadku opadającą, powiekę; jest to idealny dzienny mat
*351 Matte to mój cień rozświetlający, pięknie otwiera oko, nałożony w wewnętrzne kąciki
*405 Pearl, przepiękny kolor starego złota! baaardzo napigmentowany, idealny do nałożenia na środek górnej powieki lub podkreślenia jej dolnej części; wspaniale urozmaica dzienny look
*363 Matte- idealny do dziennego smokey eyes; wspaniale się rozciera, nadaje spojrzeniu głębi, niezbędny matowy brąz wpadający w brudny fiolet; przez pewien czas stosowałam go do podkreślania moich brwi

Ja jestem absolutnie zauroczona Inglotem i jestem nawet skłonna powiedzieć, że jest to najlepszy produkt na polskim rynku za tak niską cenę. Cienie są używane i polecane przez profesjonalistów, co rusz zachwalane przez vlogerki, blogerki i na forach internetowych. Sprawdzają się osobom w każdym wieku, niezależnie od rodzaju skóry, karnacji i... budżetu:)

Plusy:
  • pigmentacja i różnorodność kolorów (od cieni neutralnych po kolorowe)
  • świetnie się rozcierają
  • są super trwałe
  • baaardzo wydajne
  • dostępne różne wykończenia (mat, satyna, perła, drobinki brokatu)
  • do kupienia jako wkłady do palet magnetycznych oraz w klasycznych zamykanych opakowaniach
  • cena!!! pojedyńczy wkład to ok 10 zł, cień w opakowaniu to cena rzędu 20zł
  • dostępne w salonach Inglot i na stronie internetowej www.inglot.pl
Minusy:
  • mogą się delikatnie osypywać (maty i cienie z drobinkami), więc polecałabym po nałożeniu produktu na pędzel otrzepanie go przed rozprowadzeniem na powiece
  • na "tłustych" powiekach mogą zacząć się rolować po kilku godzinach od nałożenia

Moja opinia?
Cienie idealne!! Myślę, że za tę cenę, jakość i pigmentację producent zasługuje na medal! Jak dla mnie inglotowskie dobroci nie mają sobie równych. Oczywiście w tej randze cenowej ;-) W mojej opinii lepiej jest posiadać 3 cienie, które sprawdzą się przy wielu okazjach, niż chińskie paletki z setkami cieni, które trzeba zeskrobywać z palety by wydobyć kolor.
Poza tym słyszałam, że nasz polski Inglot dorównuje cieniom M.A.C Cosmetics, które są o niebo droższe (13 funtów za wkład), więc tym bardziej warto je wypróbować na sobie!
Ja póki co jestem wierna moim perełkom, zawsze gdy jestem w Polsce zaglądam do sklepu inglotowskiego w poszukiwaniu jakichś nowości.

Polecam te cienie każdej kobiecie, a także panom poszukującym prezentu dla swoich partnerek, córek, matek ;-)

Fumiko